Komentarze: 0
Dobra, nie ma owijania w bawełnę. Stało się i po ładnych kilku latach związku mój luby w końcu popełnił największy błąd swojego życia i poprosił mnie o rękę. Nie powiem, żeby mi to bardzo przeszkadzało, bo w całej swojej nieświadomości od razu przystałam na tę szaloną ideę i stwierdziłam, że co mi tam. Jak już z kimś spędzać życie, to tylko z nim. ;)
Zadzwoniłam do mamy. Nie był to mój njlepszy pomysł, ale czasu nie cofnę. Ucieszyła się, owszem, bo przyszłego zięcia lubi bardziej chyba niż mnie i resztę swoich dzieci, ale jej tendencja do przesadnego ekscytowania się przeraziła mnie nie na żarty. Przez pierwszy dzień dzwoniła do mnie średnio co trzy godziny, wypytując o kolejne szczegóły, ktore przecież nawet dla mnie są teraz tajemnicą. Potem było tylko gorzej, bo jeśli chcemy się pobrać w przyszłym roku, to salę trzeba rezerwować „JUŻ TERAZ”, wypdałoby iść do księdza, zastnowić się, kto powinien być świadkiem... Larum podniesione na całą rodzinę, ogólna panika, horror.
Ja sama pomysł mam trochę niekonwencjonalny. Myślalam o jakimś przytulnym, cichym, ale nieco bardziej luksusowym miejscu, które zdecydowanie odbiegałoby od standardu weselnej przaśności i kiczu. Może jakiś pałacyk? Może jakieś SPA, które pozwoliłoby mi się zrelaksować jeszcze na kilka godzin przed tym ważnym wydarzeniem? Nie wiem, zobaczymy.
Marzy mi się skromna uroczystość na około pięćdziesiąt osób, które faktycznie należałyby do grona naszej najbliżeszej rodziny i przyjaciół. Nie chcę na ślubie obcych dla mnie pociotków, które wypada zaprosić tylko z przyzwoitości, bo za bardzo czuję wagę i subtelność tego sakramentu, żeby towarzyszył mu bezoobowy tłum.
Jak będzie- nie wiem. Mam tylko ndzieję, że uda nam się uciec od schematu, bo i ja, i mój „narzeczony” (cały czas brzmi to dla mnie dość zabawnie :D) nie chcemy uczestniczyć w żadnej szopce. Ten dzień ma być dla nas wyjątkowy i to przede wszystkim my mamy się czuć dobrze. Reszta w ogóle nie jest nam do szczęścia potrzebna. Teraz tylko muszę wytłumaczyć to mojej mamie. O zgrozo...